Rano ruszyliśmy do Perastu. Miejsce to zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Pomimo iż Kotor jest najbardziej znanym miasteczkiem nad zatoką, słynny ze swojej skutecznej obrony, tak Perast jest najbardziej urokliwy. Został mocno zniszczony przez trzęsienie ziemi i od tamtej pory nie odbudował się w całości. Do miasta wjeżdżać mogą jedynie mieszkańcy. Zatem my wybraliśmy się tam na spacer. Ruszyliśmy najpierw główną drogą wzdłuż brzegu, skąd rozciągał się piękny widok na zatokę i malutkie wysepki zabudowane monastyrami. Tuż przy brzegu zacumowane były małe kolorowe łódeczki. Wszystkie domki przy głównej drodze były ładnie odnowione. Potem przy kościele ruszyliśmy w górę miasteczka. Tam dopiero zobaczyliśmy prawdziwy urok miasteczka, które uważam za jedno z bardziej urokliwych mijsc na ziemi jakie do tej pory widziałam. Pomiedzy kamiennymi domkami, subtelnymi detalami i zdobieniami wiły się niezgrabnie uliczki, nieuporządkowane w swoim układzie. Wszędzie pełno było zieleni- bluszcze, krzaki, kwiaty. Gdzieniegnie malownicze ruiny porastały pnącza. A wszytko to w kolorach zieleni mieszanej z kamieniem.
Musieliśmy ruszać dalej. Pominęliśmy jaskinię, która była okoliczną atrakcją. Pojechaliśmy do Herceg Novi- miasteczko zwanę ogrodem Czarnogóry. Niestety nie o tej porze roku powinno się je oglądać. Dalej na naszej drodze minęliśmy granicę Czarnogóra - Bośnia i Hercegovina, następnie Bośnia i Hercegowina - Chorwacja. Na trasie zatrzymaliśmy sie aby spojrzeć z góry na Dubrownik- perłę Adriatyku. A popołudniem byliśmy już przy wodospadach Krk. Było już popołudnie. Większość ludzi powoli się już stamtąd zbierała. Miejsce zachwyciło mnie swoją malowniczością. Co prawda o tej porze roku niewiele jest wody, ale nie przeszkadza to aby zachwycać się wszechobecnymi malutkimi wodospadami, który spływały wszędzie, z każdego kierunku i w każdym możliwym kierunku. Dotarliśmy do największego wodospadu i tam pochlapaliśmy się w zimnej wodzie.
Wróciliśmy do auta i ruszyliśmy dalej na północ w kierunku Zagrzebia. Tam mieliśmy się rozstać. Po drodzę przespaliśmy się kilka godzin w samochodzie, tak abym nie została sama w mieście w samym środku nocy, ale abym mogła złapać jakiś pociąg do Ljubliany a stamtąd ruszyć na zachód Słoweni, gdzie oczekiwali mnie inni znajomi. Oni natomiast mieli zatrzymać się nad jeziorem Bajkał.