Geoblog.pl    regattapl    Podróże    jachtostop    DZIEŃ 2- SPOTKANIE Z TURECKIM KAPITANEM
Zwiń mapę
2009
27
lip

DZIEŃ 2- SPOTKANIE Z TURECKIM KAPITANEM

 
Grecja
Grecja, Kos
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2238 km
 
...ze snu wyrwał mnie głos dobiegający z głośnika, gdzie znaczącym słowem była nazwa wyspy "Kos". Zebrałam rzeczy i ruszyłam do wyjścia. Czekał tam już cały tłum. Odebrałam bagaż, co okazało się nie takie proste. Moja waliza leżała teraz na samym dole, a wszędzie dookoła było mnóstwo innych bagaży.
Wyszłam na ląd, dookoła nadał królowała noc, chociaż na horyzoncie pojawiały się pierwsze oznaki dnia. Stałam w porcie przyglądając się wymianie pasażerów wysiadających na wsiadających. Teraz obserwowałam to z tej innej perspektywy- z portu. Oczywiście wszyskto momentalnie zniknęło od razu jak prom odpłynął od brzegu. Było już po godzinie 5 rano. Niebo robiło się coraz jaśniejsze, a ja z zachwyceniem oglądałam wschód słońca w Grecji na tle odległych gór Turcji...

Wybrałam się zatem na poszukiwania kasy sprzedającej bilety na prom do Bodrum. W budce w napisem BLUE STAR FERRIES pani poinformowała mnie, że nie ma takiego promu BLUE STAR FERRIES, żeby zapytać dalej. Po drodze znalazłam mapkę okolicy- zrobiłam zdjęcie (przyda się na później).
Tuż przy porcie stoi budynek straży granicznej- funkcjonujący pełną parą, gdyż tu kończy sie Unia Europejska. W pomieszczeniu obok znajduję sie wszystko co mi było potrzebne, czyli przechowalnia bagaży, mały sklepik i bilety na prom do Bodrum. Wszystko oprócz stoiska z biletami było czynne. Zostawiłam więc swój główny bagaż i z plecakiem wyruszyłam na spacer po najbliższej okolicy. Pora dnia była piękna, budzący się dzień, wschodzące słońce zapowiadały ładny poranek. Temperatura była bardzo przyjemna, nie za gorąco nie za zimno. Ruszyłam najpierw w stronę starożytnej części miasta.
O tak wczesnej porze dnia miasteczko jeszcze śpi. Jedynie pojedyncze osoby snują się po mieście. Tuż przy porcie wyrastały obwarowania twierdzy z XIV w. (więcej informacji np. tu: http://pl.wikipedia.org/wiki/Kos_(wyspa) ). Przeszłam nabrzeżem wzdłuż murów i dotarłam to malowniczej uliczki przebiegającej tuż przy samych murach, wzdłuż której dzielnie rosły palmy. Nad ulicą przechodził mostek prowadzący z jednej strony drogi do wejścia na teren twierdzy. Oczywiście sprawdziłam widok z tegoż mostu otwierający się na port jachtowy, morze i w dali na góry Turcji, to wszystko oświetlone pięknym światłem wschodzącego słońca. Tak jak przypuszczałam o tej porze dnia wejście na twierdze było jeszcze zamknięta. Skierowałam się zatem w drugim kierunku. Po zejściu z mostu znalazłam się na placu, na środku którego rosło ogromne drzewo. Kawałeczed dalej nogi zaniosły mnie w pobliże ruin starożytnego miasta Kos. Teren ogrodzony był siatką i niedostępny o tak wczesnej porze dnia. Szkoda było ominąć taki obiekt nie zajrzawszy tam. Znalazłam więc miejsce gdzie ogrodzenie stanowiło mur przy budynku, tak ukształtowany że można było przez niego przedostać się na teren kompleksu. Spacerowałam chwilę wśród kamieni- namiastki świetności starożytnych Greków. Przyglądałam się wszechobecnym kamieniom porośniętych trawą i smutno było porównywać rzeczywistość do rysunków rekonstrukcji obiektów (na tabliczkach informacyjnych przy każdym obiekcie). Nic nie przypominało dawnych budynków, wspaniałej architektury. Pochodziłam chwilę między resztkami kolumn oświetlonych różowym światłem wschodzącego słońca, by po chwili skierować się do miejsca, z którego przyszłam. Rozbawił mnie widok, który ukazał się moim oczom, obok miejsca w którym przekroczyłam ogrodzenie była furtka- zamknięta, a obok niej wielka dziura w siatce. Spokojnie i bez wysiłku wyszłam poza ogrodzony obszar. Przeszłam kilka kroków by kolejny widok sprawił mi jeszcze większą radość. Na budynku tuż obok znajdował się komisariat policji, jak sie domyśliłam, cały pogrążony we śnie. Nie chciałam zapuszczać się głęboko w miasto, żeby nie zgubić się lub nie spóźnić na prom. Pospacerowałam jeszcze uliczkami miasta.
Wróciłam do budynku przy porcie, w którym miałam szanse na kupienie biletu do Bodrum. "24 euro" usłyszałam w pierwszym miejscu. "20 euro" nieco niższą cenę znalazłam w drugim. No to już wiem czego moge się spodziewać, nie drożej niż 20 euro. Jako że miałam jeszcze sporo czasu do odpłynięcia, postanowiłam przespacerować się do przystani skąd odpływają jeszcze inne promy. Tam ceny wahały się od 14 do 22 euro. Kupiłam bilet z nauczką targowania się w każdym możliwym przypadku.
Przed odpłynięciem przeszłam odprawę paszportową. Prom odpłynął z 40 min opóźnieniem. Oczywiście wysłałam SMSa z powiadomieniem do mojego tureckiego kapitana.

NA PROMIE
Usadowiłam się na najwyższym tarasie promu, skąd miałam doskonały widok na okolice. Poznałam również słowackie małżeństwo przebywające akurat na wakacjach. Pochodzili z terenów przygranicznych, więc dobrze znali język polski. Podróż do Bodrum trwała ok. 30 min. Jako że miałam bilet tylko w jedną stronę od razu zostałam skierowana do celnika. I tu historia wygląda bardzo wesoło...

BODRUM
W okienku przywitał mnie turecki celnik. Grzecznie podałam paszport, a po chwili usłyszałam "You need visa". Nie przejmując się tym co powiedział zaczęłam tłumaczyć, że wcale nie potrzebuję wizy, bo przyjechałam do Turcji tylko spotkać się z kapitanem a potem będziemy żeglować, najprawdopodobniej między greckimi wyspami, więc naprawdę turecka wiza nie jest mi do niczego potrzebna. Celnik był jednak uparty, bardziej niż ja. Wskazała mi okienko nieopodal gdzie mogę nabyć wizę za 15 euro lub 20 dolarów. Według mnie taki wydatek był całkowicie zbędny, więc mówię mu, że nie jest mi potrzebna wiza. "I won't let you go if you don't buy visa"- z lekkim poirytowaniem przekonał mnie celnik abym jednak zakupiła tą małą naklejkę do paszportu. Teraz dopiero dostałam pieczątkę do paszportu i skierowałam się do wyjścia. Na bramce miałam dość szczegółową kontrolę, łącznie z rozpinaniem walizki. Po drugiej stronie czekał już na mnie mój kapitan (ok. 40-50 lat). Zapakowaliśmy mój wielki bagaż na skuter i pomknęliśmy wąskimi uliczkami przyportowymi. Marina w Bodrum jest ogromna!
Dotarliśmy na miejsce. Było około południa. Żar lał się z nieba, słońce świeciło nieprzysłonięte żadną chmurką. Wypakowaliśmy rzeczy na pokład. Teraz marzyłam tylko o wzięciu orzeźwiającego zimnego prysznica. Zebrałam niezbędne rzeczy i udałam się w kierunku pryszniców. Niestety moje marzenie zostało zalane... gorącą wodą. Woda można było regulować w zakresie od bardzo ciepłej do gorącej.
Zjedliśmy śniadanie i wyjechaliśmy na zwiedzanie okolicy i robienie zakupów na rejs. Marina to nie tylko miejsca postojowe dla jachtów, to również szereg usług zaspokajających wszelkie potrzeby potencjalnego użytkownika tych terenów. Zatem oprócz standardowych usług typu toalety, prysznice można również skorzystać z pralni, mechanika, stacji paliw, malowania jachtów, restauracji, jacht klubu, muzeum. Objechaliśmy marinę dookoła, mijając starożytny teatr typu greckiego. Dotarliśmy do bazaru. Zrobiliśmy niezbędne zakupy, pakując wszystko na skuter. KAPITAN znał sprzedawców, wszyscy witali go bardzo przyjaźnie.
Wróciliśmy do jachtu aby wypakować zakupy. Ja w międzyczasie rozpakowałam swoje rzeczy a moją wielką walizę KAPITAN odwiózł do domu swojego przyjaciela. Pomimo iż czułam się niepewnie przekazując moją już pustą walizkę na przechowanie wiedziałam że to najlepsze wyjście, szkoda zajmować miejsce pod pokładem (a właściwie nie było nawet odpowiedniego miejsca).
Usiedliśmy przy stole aby porozmawiać o najbliższych planach. KAPITAN miał zawitać w jednym z malutkich portów w zatoce Gokova a potem ma wrócić do Bodrum. W tym czasie mogę mu towarzyszyć, a potem będę musiała znaleźć innego kapitana.
Po południu przyszli znajomi KAPITAN, posiedzieliśmy, chwilę porozmawialiśmy. Gdy oni poszli zmyliśmy jeszcze pokład. Zbliżała sie godzina 18-ta. "Whisky time" oznajmił KAPITAN, co oznaczało, że przerywamy jakąkolwiek pracę, siadamy na ławce przed jachtem, pijemy whisky z colą i obserwujemy zachód słońca.
Postanowiliśmy wypłynąć jeszcze przed zmierzchem, by w zatoce zrobić obiad. Z mariny pomogła nam wypłynąć obsługa.
Płynęliśmy dość krótko, tuż za wyspę nieopodal. W zatoce już stały dwa inne jachty. Zmierzch stawał się intensywniejszy, jak dopływaliśmy było już całkiem ciemno. Była to niewielka zatoczka, na tyle niewielka, że nie osłonięta dobrze od bujania fal. Zakotwiczyliśmy i zgodnie uznaliśmy że najwyższy czas przygotować obiado-kolacje. Niestety nie udało mi się zbyt wiele pomóc pod pokładem, za mocno bujało jak na mój pierwszy dzień na morzu. Kolację dokończył przygotowywać KAPITAN. Jedliśmy smażone tutejsze małe rybki, a po obiedzie popijaliśmy tradycyjne Raki (więcej: http://pl.wikipedia.org/wiki/Rak%C4%B1 ) z wodą i lodem, oglądaliśmy gwiazdy i rozmawialiśmy. Było już mocno zmęczona, więc postanowiłam zbierać się do spania. To był długi dzień.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
regattapl
Renata Kowalczuk
zwiedziła 4% świata (8 państw)
Zasoby: 41 wpisów41 0 komentarzy0 101 zdjęć101 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
18.07.2009 - 09.08.2009