Geoblog.pl    regattapl    Podróże    jachtostop    DZIEŃ 10- KARACHA SOGUT- PŁYWANIE
Zwiń mapę
2009
04
sie

DZIEŃ 10- KARACHA SOGUT- PŁYWANIE

 
Turcja
Turcja, marmaris
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2485 km
 
Obudziłam się po 9tej rano. Danny był na pokładzie, jak usłyszał że już nie śpię, zszedł na dół. Pogadaliśmy chwilę. Zaproponował mi na śniadanie muesli ze świeżymi owocami i jogurtem naturalnym. Uprzejmie zasugerował że jeżeli nie mam na to ochoty, to możemy zjeść coś innego. Jednak jego propozycja pasowała mi wyśmienicie. Zanim umyłam zęby i przebrałam się on przygotował śniadanie. Zjedliśmy na pokładzie. Potem wybraliśmy się do miasta na zakupy. Najbliższym takim ośrodkiem było Marmaris!
Dany robił zakupy a ja poszłam jeszcze pozwiedzać miasteczko. Weszłam na najwyższy punkt widokowy- na górę wyrastającą z gęstej tkanki miejskiej. Droga na górę prowadziła wąskimi krętymi schodkami prosto do białej knajpki z białym tarasem widokowym. Widok warty wysiłku. Porozglądałam się chwilę, ale czas płynął nieubłaganie więc zaraz musiałam zejść żeby Danny nie musiał za długo na mnie czekać.
Marmaris jest bardzo popularnym ośrodkiem turystycznym. Witać to na każdym kroku, liczne knajpki, zatoka, plaża zapchana leżakami i wszechobecni turyści. Piękno zatoki jednak tłumaczy dlaczego tyle ludzi chce tu przyjeżdżać. Jest tu po prostu pięknie! rajsko! próba opisywania zatoki to bezczeszczenie tego miejsca. Bezczeszczeniem było również skomercjonizowanie Marmaris.
Zeszliśmy się z Dannym w tym samym czasie. Postanowiliśmy coś przegryźć. Zabrał mnie do knajpki gdzie zazwyczaj jada jak tutaj przyjeżdża. Zjedliśmy na zewnątrz i zabraliśmy się w drogę powrotną.
"Dlaczego niektóre cudowne miejsca są zdeptane przez turystów a inne jakoś uchowały się od najazdu? Dlaczego Marmaris porośnięte jest setkami pensjonatów, sklepów, domków, bazarów, a Karacha Sogut żyje sobie nadal niezadeptana?" pytam Dannego
Odpowiedź okazała się prostsza niż się mogłam tego spodziewać- ukształtowanie terenu. Długie płaskie terenu wzdłuż plaż, płaskie tereny wokół zatoki sprzyjają budownictwu. Podczas gdy bogato rozrzeźbione tereny wokół Karacha Sogut skutecznie odstraszają deweloperów. Zatoka jest równie bajeczna jak w Marmaris, jednak płaskich terenów jest znacznie mniej, zatoka jest węższa i spokojniejsza co sprawia że budowa wielkiego kurortu wypoczynkowego jest niemożliwa. Jedynie co zakłóca spokój, to rejsy wycieczkowe z Marmaris przywożące turystów na tutejsze wysepki i czyściutkie plaże z niezmąconą błękitną wodą.
Wróciliśmy na pokład, rozpakowaliśmy zakupy i spokojnie usiedliśmy na pokładzie. Ustaliliśmy że zanim Danny zabierze się do swojej pracy należy się nam trochę przyjemności więc popłyniemy wgłąb zatoki, w jego ulubione miejsce do pływania. Przebrałam się szybko w strój kąpielowy, wzięliśmy ręczniki, okularki, wodę do picia i orzeszki do przegryzienia i wskoczyliśmy na dingi.
Wypłynęliśmy z naszej zatoczki w głąb Gokova Gulf. Tam to dopiero był widok. Po przeciwnej stronie widok zamykało pasmo gór (widoczne również z naszego pokładu). Ciągnęło się daleko wzdłuż brzegu w prawo i lewo. W lewo Gokova Gulf robiła się szersza i bardziej majestatyczne. Linia brzegowa była znacznie bardziej urozmaicona. Góry wydawały się być bardziej postrzępione. Drobne zatoczki wchłaniały wodę wgłąb lądu. Minęliśmy jedną wysepkę z pozostałościami starożytnej drobnej budowli. Moje zachwycenie nie miało granic. Siedziałam i pożerałam oczami widoki. Zza wyspy wyłoniły się kolejne wysepki i zatoczki, widok zmieniał się. Było PIĘKNIE! Minęliśmy kolejną wyspę, do której dobił statek z turystami. Ominęliśmy zatem to miejsce- wyspę Kleopatry (legenda głosi, że sama Kleopatra przywiozła sobie piasek na tą wysepkę). Popłynęliśmy dalej. Przy dalszej wysepce Danny rzucił kotwice i oznajmił osiągnięcie celu podróży. Woda cudowna, fale lekko mną bujał gdy kładłam się na powierzchni wody. Widać było że turyści nie zepsuli tego miejsca. Gdy patrzyłam znad wody na dno, widziałam bielutki piasek a na nim różne kolory żyjątek. Gdy próbowałam zanurkować, aby dotknąć dna, okazywało się że jest zbyt głęboko abym dosięgnęła. Chlapałam, pływałam, zachowywałam się jak dziecko. Czułam się lekko, swobodnie i w pełni zrelaksowana.
Wyszliśmy z wody na dingi. Obmyliśmy twarz wodą (cała byłam słona). Nie wycieraliśmy się, bo nie było takiej potrzeby. Temperatura była idealna, ani za zimno ani za gorąco. Lekki ciepły wiaterek orzeźwiał, ale nie oziębiał. Rozmawialiśmy chwilę z Dannym. Zanim wróciliśmy na jacht siedzieliśmy jeszcze na dingi na słońcu i zajadaliśmy się orzeszkami.
Czas było wracać na jacht. Danny chciał jeszcze coś popracować zanim się ściemni. Opłynęliśmy wyspę dookoła. Wracaliśmy inną drogą. "Do you like speed" zapytał Danny. Moja aprobata przyniosła kolejne wrażenia. Mknęliśmy teraz ze znaczną prędkością skacząc z fali na falę. Musiałam się dobrze trzymać aby nadal zostać na dingi. Cieszyłam się jak dziecko podrzucane przez tatę do góry.
Wróciliśmy na jacht. Szybko opłukałam się z soli morskiej. Danny poszedł popracować a ja zrobić obiad.
Zjedliśmy oczywiście na pokładzie, spokojnie, bez pośpiechu, gadając o ważnych lub błahych sprawach. Dookoła nie było ścian kuchni, jadalni, mieszkania. Otwarta przestrzeń zatoki dodawała smaku do obiadu. Po obiedzie chwilę posiedzieliśmy z pełnymi brzuchami. Potem Danny wrócił do pracy a ja sprzątnęłam po obiedzie i wskoczyłam do wody.
Przed zachodem słońca Danny wybrał się po wodę do portu. "I can go with you" zaproponowałam. Napełniliśmy zbiorniki wodą i odbiliśmy od molo. "I have good idea. Do you want see something nice?" zapytał Danny. "You don't have to ask" przecież to było oczywiste, że chcę.
Minęliśmy zatem jacht i popłynęliśmy dalej od lądu w stronę gdzie zatoka robi się szeroka. Gdy wypłynęliśmy zza lądu osłaniającego naszą małą zatoczkę zobaczyłam to co chciał pokazać mi Danny. Zatrzymaliśmy się kawałek dalej. Na środku Gokova Gulf. Przez chwilę milczałam z wrażenia... Wydawało mi się że ten widok który już przecież widziałam wczoraj był cudny, ale teraz, o zachodzie słońca wyglądał zupełnie inaczej...Słońce powoli chowało się daleko za górami. Niebo zmieniło kolor na różowo-fioletowo-pomarańczowy. Powierzchnia wody również zmieniła kolor i teraz falował przede mną granatowo-fioletowy jedwab. Dookoła cicho i spokojnie. Siedzieliśmy w dingi a ja patrzyłam w dal zachwycona tym czego nie spodziewałam się zobaczyć gdy planowałam podróż. Gdy mój zachwyt powoli słabł wraz z nadchodzącym mrokiem, poczułam ogromną chęć zanurzyć się w wodzie o tak cudnym kolorze, w wodzie, która nie wyglądała jak woda tylko jak ciemna płynna substancja, tajemniczo kryjąca mnóstwo ciekawych historii w swojej głębi... Wskoczyliśmy z dingi. Woda była oczywiście przyjemnie ciepła. Powietrze też nie ochłodziło się mocno... zawsze wzdycham radośnie na myśl o tamtym czasie...
Wróciliśmy na jacht.
Wieczorem pokazałam Dannemu na mapie Google skąd pochodzę, gdzie obecnie mieszkam. Po krótce opowiedziałam o mieście. On pokazał mi gdzie on się urodził. Pokazał okolice.
Wieczorem Danny zrobił lekką kolację i włączyliśmy sobie film.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
regattapl
Renata Kowalczuk
zwiedziła 4% świata (8 państw)
Zasoby: 41 wpisów41 0 komentarzy0 101 zdjęć101 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
18.07.2009 - 09.08.2009