Geoblog.pl    regattapl    Podróże    jachtostop    DZIEŃ 12- KARACHA SOGUT->BODRUM->KOS
Zwiń mapę
2009
06
sie

DZIEŃ 12- KARACHA SOGUT->BODRUM->KOS

 
Grecja
Grecja, Kos
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2566 km
 
Dzisiaj oboje wstaliśmy rano. Zazwyczaj Danny wstawał wcześniej. Spakowałam resztę rzeczy. Zjedliśmy śniadanie na pokładzie. Niewiele się odzywaliśmy, mając w świadomości że to ostatnie takie śniadanie. Zapakowaliśmy rzeczy na dingi.
Z tego co pamiętałam prom odpływał ok. godziny 16tej. Na podróż autobusem musiałam przeznaczyć ok. 4 godziny. Nie wiedziałam o której odjeżdżają autobusy z Marmaris do Bodrum (wiedziałam że często), więc z moich obliczeń wyszło: żeby mieć pewność że zdąrzę na prom do Kos muszę być w Marmaris ok 10tej.
Zapakowaliśmy rzeczy do samochodu. Ostatni raz spojrzałam na zatokę, na jacht... Zrobiło mi się smutno że muszę opuszczać to miejsce. Danny próbował mnie jakoś zagadać rozweselić.
Jechaliśmy tą krętą, wąską, nierówną drogą przez las, między górami. Danny tłumaczył mi jak nie zgubić się w Bodrum, jak trafić bez problemu z dworca do mariny. Słuchałam uważnie.
Dotarliśmy na dworzec autobusowy w Marmaris. Autobus miał odjeżdżać za 20 min. Kupiłam bilet, zapakowałam bagaż. Mieliśmy jeszcze wolną chwilę, więc usiedliśmy jeszcze na łyk tureckiej herbaty. Rozmowa nam się nie kleiła. Smutno mi było wyjeżdżać.

Jechałam autobusem do Bodrum. Wspomniałam ten czas gdy podróżowałam w przeciwną stronę, z Bodrum. Było to kilka dni temu, a czułam jakby minęły tygodnie. Tyle się wydarzyło w tym czasie. Wtedy czułam że przede mną druga część przygody, że czeka mnie wspaniały czas. Nie wiedziałam co dokładnie, nigdy bym sobie wcześniej nie wyobraziła tego co zobaczyłam w Karacha Sogut. Teraz jechałam znowu tą samą drogą. Czułam że moja przygoda dobiega końca. Siedziałam i patrzyłam przez okno, chciałam zachować w pamięci jak najwięcej obrazów i wspomnień.

Autobus dojechał do Bodrum. Było słonecznie i gorąco. Taka temperatura jest przyjemna w zatoce, ale na pewno nie w mieście. Szłam zgodnie z wytycznymi Dannego. Marina była na szczęście niedaleko, tak jak obiecał :)
Znalazłam prom który zaoferował najniższą ceną. Musiałam tylko dostać pieczątkę wyjazdową.
Wróciłam na prom kupiłam bilet do Kos i siadłam w środku, gdzie panowała znośna temperatura. Wybór miejsca skutkował dalszymi konsekwencjami. Między mną a chłopakiem siedzącym obok nawiązała się rozmowa. Otóż okazało się że spotkałam podróżnika. Był to amerykański chłopak ok 4 lata starszy ode mnie. W swoją podróż wyruszył ok 1,5 roku temu. Zaczęliśmy opowiadać o swoich podróżach, ja o moich przygodach na jachtostopie, on o swoich przygodach w Ameryce Południowej, Azji i Afryce. Nie ma planów, nie ma terminów, jedzie tam, gdzie ktoś poleci mu miejsce warte zobaczenia. Bez pośpiechu, bez ograniczeń. Jego paszport był kolorowy od pieczątek i wiz. Gdy prom wypłynął z mariny przesiedliśmy się na górny pokład aby mieć lepszy widok. Podróż na Kos minęła mi bardzo szybko. W porcie w przechowalni zostawiliśmy bagaże. Wzięliśmy ze sobą tylko podręczne rzeczy. Kupiłam bilet na nocny prom do Aten. Teraz mieliśmy kilka godzin przed moim odjazdem. Przeszliśmy się po mieście. Wstąpiliśmy do sklepu kupić coś do jedzenia na obiad: pieczywo, serek, sucharki i białe wino! Teraz pozostało nam tylko znaleźć dobre miejsce na nakrycie stołu i skonsumowanie obiadu. Doskonałym miejscem okazał się falochron przy marinie dla jachtów prywatnych. Obeszliśmy całą marinę aby dostać się na najlepsze miejsce. Przed nami rozciągał się widok na najciekawszą- starą część miasta. Rozsiedliśmy się, przygotowaliśmy "obiad" i rozlaliśmy wino. Było popołudnie i słońce chyliło się ku zachodowi. Widok zatem mieliśmy pierwszorzędny! Bez pośpiechu jedliśmy, piliśmy, rozmawialiśmy i obserwowaliśmy zachód słońca nad starymi murami a przed nami lekko falowała woda. Po lewej rozciągała się współczesna część miasta, na wprost starożytna część a po prawej, daleko daleko na horyzoncie... Turcja.


Siedzieliśmy sobie spokojnie, rozmawialiśmy. Zapytałam Ryana "skąd bierzesz fundusze na podróż?". Ta historia była smutna...
...po skończeniu studiów Ryan, jak to określił: "zrobił głupią rzecz". Było po 9/11, po atakach na WTC. Myślał, że USA go potrzebują, że jest winny to swojej ojczyźnie, że powinien stanąć do walki po tym co się stało. Przeszedł 6-cio miesięczny kurs przygotowawczy i jako oficer (dzięki swojemu wyższemu wykształceniu) wyjechał na misję. Był odpowiedzialny za oczyszczanie budynków. Dostawał plany budynku. Jego oddział musiał sprawdzić, czy nikogo tam nie ma. Miał młodych żołnierzy pod swoją opieką, nawet osiemnastolatków. Z ponad stu, przeżyła połowa. Gdy któryś z nich ginął jeden z żołnierskich identyfikatorów-plakietek odrywał i wraz z listem odsyłał do rodziny. Drugą zatrzymywał. Teraz ma cały słoik takich tragicznych pamiątek. W listach do rodziny zawsze pisał, że ich syn/mąż/brat zginął w bohaterskiej walce, nawet gdy zmarł po wjechaniu na minę. "Co innego miałem napisać?". Dostawał plan budynku. Wysyłał żołnierzy. Nigdy nie wiedział kto może akurat tam przebywać. Później wchodził do budynku razem ze swoimi żołnierzami. Źle się czuł z tym, że wysyła ich na śmierć. Gdy byli ostrzeliwani, dzwonił do bazy i podawał współrzędne obiektu, z którego dochodziły strzały. Wtedy oddziały powietrzne przejmowały sprawę i bombardowały teren. Kiedyś jego samochód wjechał na minę. Obudził się dopiero w szpitalu. Po wypadku odesłali go do domu. Ma drobne problemy z kręgosłupem. Po nocach śnią mu się sceny z tamtych dni. Dostał sporą rentę, która umożliwiła mu podróżowanie.


Zaczęło robić się ciemno. Sprzątnęliśmy po obiedzie i wyruszyliśmy ponownie w miasto. Skierowaliśmy się w stronę murów. Chcieliśmy zobaczyć co jest wewnątrz. Udało nam się przejść przez wejście. Zatrzymała nas pani, ale nie rozumieliśmy czego chciała. Poszliśmy dalej. Kierowaliśmy się w stronę skąd dochodziła muzyka. Okazało się że w obrębie murów wystawiany jest spektakl Romeo i Julia w wersji tanecznej (co było nam na rękę bo taniec rozumieliśmy bardziej niż język grecki). Sceneria było niesamowita. Wszystko działo się pomiędzy starymi murami, pod osłoną nocnego nieba, oświetlone delikatnym, nastrojowym światłem. Wrażenie niesamowite, widok warty zapamiętania.
Po spektaklu postanowiliśmy jeszcze raz przejść się po mieście. Jakież było nasze zdziwienie, gdy wąskie uliczki zmieniły się nie do poznania! Wszędzie mnóstwo bawiących się ludzi. Wszędzie były tłumy, ciężko było przejść. Ludzie tańczyli, pili, śmiali się, przekrzykiwali się. Knajpki żyły pełnią życia. Gwar, śmiech, zabawa na całego. Przeciskaliśmy się zdumieni. Nie skusiliśmy się jednak aby zabawić tam dłuższą chwilę. Poszliśmy dalej wzdłuż nabrzeża, tam gdzie jeszcze nie byliśmy. Dotarliśmy na plażę pełną pustych leżaków. Było późno, ciemno i wszyscy którzy tu się wcześniej wygrzewali na słońcu teraz upijali się kilka ulic dalej. Rozłożyliśmy się na leżakach i rozmawialiśmy. Było późno. Byliśmy zmęczeni. Nie chciałam zasypiać. Bałam się że prześpię godzinę 3:00 i wtedy mój prom odpłynie.
Przed godziną trzecią udaliśmy się w kierunku portu. Powoli zbierali się tam ludzie. Znalazłam sobie miejsce na ławce a Ryan poszedł szukać jakiegoś miejsca gdzie mógłby spędzić resztę nocy. Z rana chciał wyruszyć na dalsze zwiedzanie wyspy.
Prom spóźnił się ok 40 min. Wsiadłam, zostawiłam bagaż w przechowalni i znalazłam sobie miłe miejsce na tą krótką nockę. Ok. godz. 12tej miałam ponownie ujrzeć stały ląd i port Pireus...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
regattapl
Renata Kowalczuk
zwiedziła 4% świata (8 państw)
Zasoby: 41 wpisów41 0 komentarzy0 101 zdjęć101 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
18.07.2009 - 09.08.2009